Mam juz dosyc nawracania kardiologow z DM w sercu. Z reszta tego sie nie przyjmuje jak zastrzyk, to sie czuje, albo nie.

Co prawda to prawda... Na siłę w tym przypadku nie ma co.

miałem odpisać ale na kolejnej stronie Marius dokładnie napisał to co zamierzałem. tu nie ma mowy o wszczepianiu czegoś nowym. mi nikt nic nie wszczepiał. po prostu się zakochałem i kocham żarliwie do dziś.
Amanda, przepraszam za ogólnik, zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy nowi są tacy, ale tak jak mówiłem, ci podobni to starszego pokolenia to rodzynki.
Marius, "kardiolodzy z DM w sercu" strzał w dziesiątkę, przepiękne to

Sobie tak przeczytałem topik i kilka myśli naszło mnie. Nie jestem jakimś tam super ekstra doświadczonym "depeszem", słucham DM od lat 5 (od '04), na depy chodzę od lat dwóch, na koncertach trzech byłem. Noszę się na czarno codziennie, fryzurę coś przypominającą lotnicho noszę, martensy uważam za przyciężkawe (choć może się to jeszcze zmienić), ramony nie mam, a chciałbym mieć, dyskografię na półce pięknie widać, pieszczochy dumnie noszę, każdy w moim otoczeniu wie, że słucham DM.

Ale nie mam czelności nazywać siebie depeszem. Bo depeszowcami mogę tylko nazywać ludzi, którzy słuchają tej muzyki już 30 lat, pamiętają wojny z metalami w latach .90 i pomimo już zapasu lat na karku nadal płaczą podczas słuchania IYR (może z tym ostatnim przesadziłem, ale...).

Fanem też (chyba) nie jestem, bo jednak ciągnie mnie do tego typowego depeszowskiego wyglądu, co nie co o zespole mogę powiedzieć, płyty oryginalne mam, wszystkie bilety na koncerty i depy zbieram i na tablicę korkową przypinam. Ale depeszem też nie jestem. To kim jestem?

W tej chwili nie jest to ważne, ale z czystym sumieniem będę mógł nazywać siebie samego tytułem Depeszowca za 5-6 lat, kiedy po ponad dekadzie słuchania DM nadal będę zdzierał sobie chore gardło śpiewając w aucie Higher Love, lub gdy na depach będę tak samo szalał przy M&S jak dzisiaj, lub gdy w końcu zrobię sobie dziarę związaną z DM.

Ci, którzy dopiero zaczynają słuchać DM, albo mają niski (stosunkowo, jak ja) staż - słuchajcie dalej! Ale pamiętajcie, że na tytuł Depeszowca trzeba sobie dopiero zasłużyć!

Nancy
Wymieramy. Ale umrzemy z godnoscia, na czarno

Jakubie lubię Cię chłopie jeszcze bardziej niż dotychczas

W koncu ktos z "młodych" napisał cos konkretnego i mam nadzieje w miare wyjasniajacego w czym rzecz.

Kuba W. to czarny rodzynek w kolorowym ciescie.

racja, samozwańcom raczej mówię nie

No dla mnie jest to zaje*iście proste, jak z prawem jazdy i byciem kierowcą. Fakt, że zdałem egzamin na prawko i mam ten mały ekstra fajny kawałek plastiku nie upoważnia mnie w żaden sposób do nazywania siebie "kierowcą" - co najwyżej mogę siebie nazwać "posiadaczem prawa jazdy". Kierowcą będę, gdy przejadę te setki tysiące setek kilometrów, niekiedy w warunkach gorszych niż ta dzisiejsza chlapa na drogach i wczorajsza szklanka na jezdni. Ooo, wtedy to już mam wszelkie etyczne i moralne nakazy, by móc nazwać siebie kierowcą.

Tak samo z byciem Depeszowcem. Fakt, że "mam DM w sercu i słucham od roku" nie jest wystarczająco mocne, by móc porównywać się do tych ludzi, którzy DM w sercu mają lat 20-30. Poza tym, nie lubię się powtarzać, wszystko już napisałem.

I dzięki za poparcie Nancy, piwko na depie?

a i owszem

Więcor napisał w odpowiedzi na mój post, że ręce mu opadają, potem, że za takie podejście, jak moje (nie wspominam o tym, że wiem o zespole więcej, niż to, że Dave ma na imię Gahan) powinien być ban, Kuba W., że na miano depesza trzeba sobie zasłużyć...
No i tak właśnie ta (niegdyś) subkultura wymiera, tak jak wymarła cała masa subkultur przedtem. Coraz większa niby-elitarność, coraz mniej ludzi mających ochotę prezentować np. ubiorem przynależność itp. Poza tym depeszów jest trochę za mało, by nazywać ich subkulturą, to w tej chwili bardziej... Sam nie wiem, jak to nazwać.
Ludzie, DM to zespół muzyczny, a nie religia, tu naprawdę wystarczy szczerze uwielbiać zespół, by (samemu dla siebie, bo co mnie interesuje, co sobie myślą inni) być depeszem. Ja nie nazywam siebie depeszem, bo nie jest mi to do niczego potrzebne. Ale czy lubię DM? Bardzo, choć wiele rzeczy mnie razi i to bardzo (niektóre teksty chociażby).
Byłem i wciąż jestem fanem DM, na półce nie mam całej dyskografii, ale parę albumów, kilka DVD, parę singli i kilkanaście bootlegów, które pokryły się taką warstwą kurzu, że brzydzę się ich dotykać. Może po prostu mi przeszło, ale to nie jest tak, że nie lubię DM (niektóre utwory wręcz uwielbiam), po prostu to zespół jeden z wielu. I tak samo jest dla was, bo nie sądzę, żebyście rzeczywiście przez 20 lat słuchali tylko jednego zespołu. I może weźcie pod uwagę fakt, że od mitycznego 1990 powstała MASA świetnej muzyki o bardzo różnym brzmieniu, nierzadko równie ujmującym co to Depeche Mode. Nie wspominając już o kompozycjach.
A tym, którzy chcą mnie banować, proponuję przeczytać po kolei wszystkie moje trzy posty w temacie: ten, który czytacie, ten i ten.

Dla niektórych bycie depeszem to widzenie wszedzie 101 - nek. Zal mi gardło sciska, że ludzie nazywają się depeszami, a nie mają pojęcia o niczym, ani o dyskografii, ani o zespole ani o tym czym jest subkultura DM. Mozecie karmić swoich znajomych jakimi jestescie super depeszami, tu dajcie sobie z tym spokój i zachowajcie resztki honoru.

Boże co za głupota... może razem z pozostałą elitą róbcie tym młodym szczegółowy egzamin z wiedzy na temat Depeche Mode? w ogóle powinniście tym młodym pod nos do podpisania podsuwać lojalkę dzieki której mielibyście pewność że będą "podtrzymywać tradycję".

najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że większość tych starych depeszów się tu wypowiadających przytacza skrajne przypadki młodych osób słuchających DM. szkoda, że nikt nie wspomniał tutaj, że i w stosunku do młodych ubierających się w (nazwijmy to) przyjętym kanonie podejście starych jest albo lekceważące albo wprost nacechowane pejoratywnie. tacy starzy często zniechęcają młodych do samego bycia depeszem, co zresztą ma miejsce i tutaj na forum. przykładem niech będzie moja siostra, która po kilkumiesięcznym życiu forumowym na PFDM powiedziała "wiesz zawsze myślałam, że depesze to jedna wielka rodzina. tak było dopóki nie trafiłam na to forum." amen.

Do tego co już napisałem dodam jeszcze, że w życiu nie widziałem depesza na ulicy (może nie miałem szczęścia, albo mieszkałem w za małym mieście). Widziałem przynajmniej jedną osobę w koszulce DM oraz parę graffiti, w tym jedno dłuższe, a reszta to chyba tylko litery "DM".

BTW: Ja i Więcor zapisaliśmy się na forum tego samego dnia

to chyba najlepsze podsumowanie na temat "nowego pokolenia depeszy" naprawdę można zamknąć temat bo robi się coraz smutniej.

Gówno prawda. Jak zaczynałam prawie 10 lat temu, to nie spotkałam się z żadnym negatywnym zachowaniem w stosunku do siebie ze strony Starej Wiary.



Od myślenia głowa boli, to raz. Dwa, to jest tylko Forum internetowe, żadna wykładnia na temat depeches, czy fanów. Zabierz siostrę na zlot, gdzie czy jest 100, czy 400 osób wszyscy wspólnie tak samo przeżywają muzykę. Byłam ostatnio na zlocie w Łodzi. Widok z antresoli klubowej tłumu ludzi z całej Polski, skaczącego i śpiewającego Personala był najpiękniejszy na świecie. I na takie coś młodzi fani powinni patrzeć, a nie na pitolenie w Internecie.

to, że ty się nie spotkałaś nie oznacza, że 9791665471457652 innych osób miało tak samo. zatem "gówno prawda" jest bardzo subiektywna. poza tym 10 lat to kupa czasu. ja na co dzień stykam się z wieloma takimi młodymi co to chodzą na imprezy DM, depoteki i czują się potraktowani jak piąte koło u wozu a w najlepszym przypadku jak ciekawy, acz niepotrzebny nikomu dodatek. część z nich już sobie odpuściła dalsze denerwowanie się i przekonywanie starych, że nie jest się wielbłądem, ja również.


brak myślenia jest za to gorszy od ignorancji i głupoty.



była kilkukrotnie. sytuacja j.w.

a forum oddaje pewien przekrój osób które są depeszami/fanami/osobami słuchającymi muzyki DM. większość ludzi się tu udzielających potem można spotkać na imprezach/zlotach/koncertach. niezbyt to zachęcająca dla młodych perspektywa zważywszy na to jak są traktowani; jak dzieci w usranej po pachy pielusze, nie mające bladego pojęcia na większość tematów związanych z DM.

@slo - Z tego co tu wypisujesz jasno wynika, ze nie masz o temacie pojecia. Mozna by ci caly wieczor wytykac. Poczawszy od tego, ze sam przyznajesz, iz masz kilka albumow, a zabierasz glos w temacie o depeszach, ktorzy siesza w tym po uszy. A skonczywszy na tym, ze nie widzisz na ulicach depeszy dlatego, ze obecnie DM ma takich fanow jak wlasnie ty.
I jak tu sie dziwic, ze sie was traktuje jak niemajace pojecia dzieci.

Możesz zdefiniować, co to właściwie znaczy nie mieć o tym temacie pojęcia? Czy tu mogą się wypowiadać tylko depesze z dwudziestoletnim stażem? Ja nie jestem depeszem, ani fanatykiem. Lubię Depeche Mode i tyle. Otwarcie przyznaję: Nie miałem, nie mam i nie będę miał jakiejkolwiek styczności z subkulturą depeszów. Moje komentarze to komentarze osoby całkowicie postronnej.

Ale co? Nie czuję, żeby ktokolwiek mi coś wytykał, bardziej inaczej patrzymy na pewne rzeczy.

No i co z tego, że mam kilka albumów? Inaczej definiujemy siedzenie w tym po uszy, tu tkwi problem. Ja ani nie siedzę w tym po uszy (ale kiedyś bylem wielkim fanem DM), ani nie jestem depeszem. I ja to przyznaję. Nie rozumiem waszej troski o to, czy będą nowi depesze (tradycyjnie pojmowani!) - bo ja już wiem, że ich po prostu nie będzie. Depesze to niewiarygodnie specyficzna subkultura, która zanikła. Czy można być depeszem nie manifestując tego w jakikolwiek sposób (ubiorem, imprezami, na które się chodzi)? Bo jeśli tak, to na pewno widzę dla was szansę.

A więc jednak jestem fanem... No to wyobraź sobie, że ludzie już nie będą chodzili po ulicach przebrani za Dave'a, bardzo mi przykro.

NIC mnie nie obchodzi, jak traktują mnie depesze (zresztą nie utrzymuję z nimi kontaktów no i nie jestem depeszem). I dlaczego "nie mające pojęcia dzieci"? Bo nie recytuję książeczki do Violatora na pamięć? Bo mało mnie obchodzi np. to że Andy nie lubi się z Davem? Bo traktuję zespół, jako twórców dających mi produkt, który mogę ocenić (albumy, piosenki, teledyski) - bo takie mam w istocie podejście? Bo w sumie mało mnie obchodzi wiele rzeczy, które was fascynują? Tacy fani też są i będzie ich więcej. Powinniście się cieszyć, jeśli wciąż będą nowi wielcy fani, zafascynowani zespołem, a nie wypominać im jakiś brak zaangażowania.

Powtórzę jeszcze raz: jeśli ktoś chce się ze mną spierać, jestem chętny, ale proszę, przeczytajcie moje wcześniejsze posty w tym temacie (linki są wyżej na tej stronie). Szczególnie ten najstarszy.