U mnie zaczęło się pod koniec lat 80, od zażartej wojny z moją starszą siostrą - ona, 14-latka, była "depeszówą", a ja, młodsza o 4 lata, byłam wojowniczką New Kids On The Block
Ale że dzieliłyśmy pokój, muza DM (głównie Violator, ale i inne składanki z wcześniejszymi kawałkami kupione gdzieś w "szczękach", czy w Poznaniu na Bema
) sączyła mi się do uszu i, choć nie przyznawałam się do tego z racji wojny, coraz bardziej mi się podobała
Potem po Exciterze trochę u mnie przycichło, a dość niedawno odrodziło się ze stukrotną siłą po przeczytaniu biografii "Obnażeni". Od tej chwili każdą piosenkę postrzegam przez pryzmat kontekstu jej powstania - daje to kompletnie inną jakość muzyki i tekstów! Teraz, przed koncertem, wałkuję DM prawie non-stop, żeby się odpowiednio wdrożyć
. A przy okazji zapoznaję z depeszami moich kilkuletnich synów, którzy - jak zauważyłam - już podczas układania klocków nucą sobie "it's a lot - it's a lot", albo ETS w wersji pseudoangielskiej