Cytuj:
— Depesze to klasyka, której nie można pominąć — opowiada Marcin Miller, lider grupy Boys. W sobotę w Nowym Andergrancie odbędzie się Ogólnopolski Zlot Fanów Depeche Mode. Zaczynałeś od Depeche Mode? — Swoją muzyczną przygodę? Tak, na początku byli depesze. Najpierw ich słuchałem, a potem... A może o tym potem? Pamiętam, że na początku lat 80. pojawiła się na rynku pierwsza płyta Depeche Mode „Speak & Spell”. Niestety nie mogłem jej kupić, bo nie miałem pieniędzy ani możliwości, aby na nią zarobić. Ale siedziałem przy radiu, kiedy grali depeszy. Zaczytywałem się też w „Sztandarze Młodych”. W gazecie nie tyle można było przeczytać o zespole, ale przede wszystkim wyrwać ich plakat! Wisiał u ciebie na ścianie młody Dave? — Zdarzało się, że wisiał... Dave miał swój styl — czarna kurtka, krótko obstrzyżone włosy... To mi się bardzo podobało. Wtedy też zapanowała depeszomania w Polsce i ja jej uległem. Miałeś modne wtedy buty „depeszki” z blachami na nosach? — Nie miałem... nawet kurtki takiej jak Dave nie miałem! Ale starałem się ubierać podobnie. Jedyne, na co mnie było stać, to była fryzura na Gahana. Boki miałem wygolone, a przód postawiony na jeżyka. Ale i tak najważniejsza była muzyka, a nie wygląd... Szkoda, że Depeche Mode zmienił swoje granie. Najbardziej kręciły mnie płyty z początku ich kariery. Od czasów albumu „Ultra”, czyli rockowych brzmień, brakuje mi tego, co było na początku. „Violator” był ostatnią płytą z elektronicznym popem. A wiesz, że kiedyś ich muzykę określano mianem techno? Z dzisiejszym techno niewiele ma to wspólnego, ale czasy się zmieniają. Byłeś kiedyś na koncercie Depeche Mode? — Gram tyle koncertów, że w wolnych chwilach chcę od nich odpocząć. Wystarczą mi moje! (śmiech) Może jak będę starszy? Może jak przejdę na emeryturę? Pomyślę. A może powiesz mi teraz, co było potem — po pierwszym zauroczeniu depeszami? — Najpierw usłyszałem depeszy, a potem... grałem ich muzykę! Niestety ludzie niezbyt przyjaźnie przyjmowali te rytmy, więc z kolegami wolałem się z nimi nie wychylać. Bo jak można było grać ich na rozstrojonej gitarze? Jak można było grać jednym palcem na keybordzie? O zgrozo! Takie wtedy miałem umiejętności, ale się starałem. Pewnie dlatego niektórzy mnie doceniali. Kawałki nagrywaliśmy na kaseciaku w domu, a potem puszczaliśmy muzykę zainteresowanym. Słyszeliśmy wtedy: no, brzmicie prawie jak oryginał! Ale jednak postawiłeś na disco-polo... Czyżby depesze to podwaliny „Jesteś szalona”? — To zupełnie inna historia! Z tym numerem wyskoczyliśmy w 1997 roku, więc dużo wody upłynęło od czasów pierwszego zachwytu depeszami. Ale od depeszy zaczynałeś... — Hmmm... Nie tylko. Był jeszcze mój ukochany Duran Duran i Kajagoogoo. Jednak depesze to klasyka, której nie można pominąć. Ada Romanowska
|