Martin Gore był widziany na koncercie Gary'ego Numana w Kalifornii kilka dni temu. Niektóre osoby co z nimi rozmawiały potwierdziły, że niedługo wezmą się za nowy album Depeche Mode. Kolejna płyta nie jest problemem, ale sama długa trasa promująca, bo Dave lepiej znosi pojedyncze koncerty Soulsavers niż miesiące koncertów dM.

nie twierdzę że to niemożliwe ale jakoś mało prawdopodobne żeby Martin tak to ujął, przecież to trochę taka szpila w Gahana że ten już nie ogarnia, no nie wiem.

No bo nie ogarnia. Oglądając ostatni Berlin to od połowy słabo szło. A Gore nie lepiej

bilety i tak na pniu sie wyprzedadzą

Jasne. I po to też płyty są. By ruszać w trasy. Póki zdrowie im pozwoli.

No to może niech się skupi w końcu bardziej na śpiewaniu a nie na pałętaniu się po scenie i robieniu coraz bardziej dziwnych ruchów.
Jestem fanem DM 30 lat i wiem, że Dave to Dave. Prawie zawsze na scenie był żywiołem ale ostatnio robi sam z siebie karykaturę.
Już nie robią na mnie wrażenia te "przykurcze" na scenie.

Chłopie... wyjdź na scenę, stań przy mikrofonie.. i zaśpiewaj mi np. Insight tak jak to ma być. Bez darcia mordy i skrzeku jak kaczka obdzierana ze skóry i bez miliona dziwnych ruchów chyba już teraz tylko pod publiczkę...
Zaśpiewaj... Wtedy spokojnie dasz radę robić to na trasie co dwa dni.

Sądzę ,że nowy album pojawi się nie wcześniej niż w pierwszej połowie 2024 roku ,róbcie screeny bo to przepowiednia:)

Po tym co się dziś stało to chyba słabo to widzę…

to koniec, bez szans na album czy płytę. Do widzenia

A mnie się to składa w pewną całość. Dave i Martin z pewnością wiedzieli że stan zdrowia Andy'ego o ile pozwoli na udział w nagraniach to może nie pozwolić na trasę i czekali co będzie. Finał okazał się tragiczny, a co będzie dalej - czas pokaże. Osobiście nie wyobrażam sobie dalszego koncertowania w ich wykonaniu pod szyldem Depeche Mode. Nie sądzę że Martin się na to zdecyduje i będzie chciał to kontynuować bez Fletcha. Po odejsciu Alana z zespołu zastąpili go muzykami sesyjnymi (dla mnie Gordeno i Eigner nigdy nie będą członkami DM), zastąpienie Andyego pod względem że tak powiem "wkładu w muzyczną część koncertu" zapewnie nie stanowiłoby problemu. Problemem będzie puste miejsce po tej stronie sceny ....

Należy tez pod uwagę wziąć to jak wygląda dzisiaj powrót na swiecie po covidowym szalenstwie do normalnego zycia - rezerwacje hal, stadionów robi się 2-3 lata wcześniej z uwagi na organizację wszystkich zaległych eventów i tras, do tego niepewnosc co będzie dalej - małpia ospa, świnska ospa, krowia grypa czy cokolwiek innego. Za 3 lata Dave i Martin będą mieć po 64 lata. Wiem że Jagger jest sporo starszy i występuje, tak samo Trubadurzy - ale w moim odczuciu jest to przynajmniej niesmaczne. Oczywiście ostateczna decyzja należy do D & M, zrobią co będą uważali za stosowne.

Dla mnie to koniec DM. W lipcu wypadałyby urodziny Andy'ego... Może w tym czasie coś oglosza... Może pożegnalny koncert z udziałem różnych gości...Do nich należy decyzja i należy ją uszanować cokolwiek postanowia. Ja tego nie widzę dalej.

Richard Blade widzi to inaczej...

https://www.youtube.com/watch?v=mEndKogfYUg

Przesadzacie.
Owszem, jak sam przed chwilą tu pisałem, że czarno widzę przyszłość DM, ale akurat brak Fletcha niewiele zmienia.
Muzycznie i scenicznie niewiele wnosił. Kurde, wiele zespołów traciło swych liderów (Ian Curtis, Freddie Mercury) i wcale nie oznaczało to końca zespołu.
Oczywiście, śmierć Andiego nie pozostanie bez wpływu na DM, ale ja to widzę bardziej jako katalizator niż przyczynę procesów w zespole.
Tzn. Jak Davovi i Martinowi już się nie chciało tego ciągnąć, to odejście Andiego nic nie zmiania, najwyżej im się teraz jeszcze bardziej nie będzie chciało. A jeśli Martin coś tam pisał w domu od jakiegoś czasu to nie wierzę, że teraz pizdnie to w kąt bo Fletcher umarł. Zresztą, Martin to artysta, nieraz pokazywał swoją wrażliwość, nieraz pisał piosenki na podstawie wydarzeń ze swego życia, nieraz tych smutnych. Może akurat teraz siądzie i napisze coś co doda im nieco energii.

Myślę też, że rola Fletcha w zespole polegająca na byciu mediatorem i 'kontaktem Martina z otoczeniem' jest przereklamowana. Tak kiedyś mogło być, ale bez przesady, to dorośli dziś ludzie z bagażem doświadczeń. To nie jest tak że brak Fletcha to zanik komunikacji czy relacji w zespole. Poza tym, nie sądzę, żeby Dave czy nawet Martin się jakoś strasznie podłamali tą śmiercią. To nie są lata 80 czy 90 gdy spedzali ze sobą mnóstwo czasu. W ostatnim czasie to jak nie nagrywali w studio albo nie byli na koncercie to dzwonili tylko do siebie i to mysle ze nie za czesto nawet. To juz dzialalo jak firma, a nie jak paczka przyjaciół.

Dla mnie mogą nawet rozwiązać DM i stworzyć coś pod nową nazwą. Jeśli to będzie dobre, to mam to w nosie czy to będzie się nazywać DM czy nie. A że nie wierzę że nagrają jeszcze coś dobrego to inna sprawa, nie związana w ogóle z Fletchem.

Serio? Oba te zespoły istnieją nadal? A myślałem że nie. Chyba przegapiłem coś.

Nic takiego nie napisałem. Queen wydawało i koncertowało jeszcze po śmierci Mercurego. Natomiast w przypadku New Order to tam panowie jeszcze przed śmiercią Curtisa zawarli postanowienie że nie będą działać pod tą samą nazwą jeśli ktokolwiek z zespołu w taki czy inny sposób odejdzie, więc zmiana nazwy nie była rozpadem grupy a jedynie realizacja wcześniejszego postanowienia.

No Queen formalnie istnieje i jest duetem.

Nie uznajesz ich dalszego funkcjonowania po śmierci Freediego i odejściu Deacona-Twoje prawo ale fakt jest taki że istnieją. Ja to rozumiem, też nie chciałbym aby Depeche Mode grało dalej gdyby zmarł Dave. No ale takie są fakty że istnieją.

Joy Division przekształciło się w New Order -więc to przykład nienajlepszy, ale jest mnóstwo innych, takich które straciły jednego ze swoich członków a mimo tego dalej funkcjonowały z gorszym(np The Doors który po śmierci Morrisona nagrał jeszcze 2 albumy) czy lepszym(Metallica, Rolling Stones, ZZ Top) skutkiem.

ZZ Top jest ciekawym przykładem-i to na czasie. W zeszłym roku zmarł Dusty Hill-basista,klawiszowiec i drugi wokalista zespołu-jego wkład muzyczny był przeogromny. Grał w zespole 51 lat- razem z dwójką kolegów tworzyli przez 51 lat Trio-i co zespół się rozpadł? Nie , przyjeli nowego basistę na oficjalnego członka i jadą dalej.

Oczywiście co zrobią Martin z Davem to ich decyzja. Wszyscy wiemy jaki był wkład muzyczny Andy"ego -gdyby dalej grali będzie go cholernie brakowac na scenie wizerunkowo -tak bardzo że nie wiem czy będę w stanie pójść na koncert-ale nowa muzyka? Tu wszystko w rękach chłopaków, ja jednak liczę że nagrają coś jeszcze-jak nie dla fanów to dla Andy"ego.

Kto teraz wykona gest z Alanem? By w takim momencie jeszcze bardziej uwypuklić istotę odejścia Alana?
Scenariusz zupełnie nieprawdopodobny.
A scenariusz najgorszy to Gordeno i Eigner. Mam nadzieję, że również niemożliwy.

Skoro dalej istnieją to dlaczego nie nagrywają nowego materiału? Fakt jest taki że dwóch starszych panów nie chce się pogodzić z tym co zaistnialo i odstawiaja cyrk. W imię czego? To już pytanie retoryczne. Mam nadzieję że Dave i Martin podejmą jedyna słuszna decyzję w tej sytuacji. Jeżeli nie-ich wybór i konsekwencje tegoż.

Andy gdziekolwiek jesteś wierzę, że grają Ci tam DM. Pamiętam wypowiedź D.Gahana - dzisiaj DM to Martin i Ja. Dlatego moim zdaniem to, że Andy odszedł nie ma żadnego wpływu na wydanie nowej płyty. Odmiennie uważam, że Panowie mogą ją właśnie wydać, ku pamięci kumpla, który odszedł. Może z Alanem ... (marzenie). Nie widzę także powodu, aby Dave i Martin mieli rezygnować z nazwy Depeche Mode (moim zdaniem mogą przesądzić o tym tylko względy finansowe). Czy Pink Floyd, albo Genesis rezygnowali z nazwy ? Przykład z Joy Division jest mocno nietrafiony bo tam sprawa była od początku jasna: słowa pisze Ian ale komponujemy jako Joy Division i jeżeli jednego z nas zabraknie to koniec... (dlatego m.in. Peter Hook żądał od Summera i Morrisa aby zrezygnowali z nazwy NO po jego odejściu - zgodnie z przyjętą wcześniej zasadą). Dlatego nie mam nic przeciwko, aby Martin i Dave dalej kontynuowali projekt Depeche Mode (oczywiście jeżeli będzie im się chciało i zdołają się dogadać).

Kwestia więc tego co rozumiemy jako 'koniec DM'. Koniec nazwy czy koniec ich twórczości? A może koniec DM, ale twórczość osobno?
Ja na nazwie nie jestem zafiksowany, jak również nie jestem przywiązany do składu jak do świętej trójcy.
Interesuje mnie żeby nagrywali. Dave i Martin mogą nawet rozwiązać DM i zacząć tworzyć osobno. Jeśli to będzie dobre to jestem za.
W sumie to jakby Dave powiedział teraz że kończy z DM i zaczyna od jutra współprace z jakimś nowym zespołem, a Martin z innym wokalistą i producentem (!) który uczyni słuchalnymi te jego solowe dziwadła, to nie miałbym problemu się z tym pogodzić.