Miałam pisać zaraz po pierwszym przesłuchaniu tej płyty, ale gdybym to zrobiła, to musiałabym ją skrzywdzić swoją opinią.
Musiałabym napisać, że to po prostu flaki z olejem i tyle.
Ale tak czułam, że ta płyta mnie jeszcze zaskoczy (miałam podobne doświadczenie np. z Temple of the dog, do której dorastałam bity rok i pearljamowego Vitalogy, obie płyty należą już od pewnego czasu do mojej najulubieńszej czołówki). Jest w Exciterze coś, co nie daje spokoju. To nie jest tandetna i trywialna muza (czego obawiam się po pierwszych dwóch płytach DM, do których jeszcze nie doszłam), jest, jak dla mnie, trudniejsza w odbiorze.
No i stało się. Po jakimś 3-4 przesłuchaniu (a każde odwlekałam, bo nie czułam się na nią gotowa)... żeby jakoś bardziej się z nią oswoić, to leciała sobie ta muza w tle, gdy byłam zajęta innymi rzeczami. I nagle złapałam się na tym, że sobie nucę. I to utwory, które najbardziej mnie nużyły. I zaskoczyło:) Znów nieprzespana noc:) Bosko!
To nie tak, że teraz się w niej zakochałam, w każdym jej utworze, nie... Ale do rzeczy.
Przede wszystkim płyta jest niezwykła z powodu wokalu Dave'a. Rozpisywałam się na SOTU, że Dave nauczył się śpiewać, ale nie znałam wtedy Excitera. Owszem, Jego wokal na SOFAD już się poprawił, brzmi nieziemsko i jakby eterycznie (może z powodu hery?), ale wciąż w nim czegoś mi brak. Nie znalazłam tego na Ultrze. Wreszcie na Exciterze - jest! Tutaj to nie tylko barwa głosu, to modulacja, ciepło i pełna kontrola. To, co zwykle należało do atrybutów wokalu mARTina. Jestem pod wrażeniem.
Poza tym, co trzeba przyznać chłopakom - rzeczywiście się nie powtarzają. Czy się ludziom ta płyta podoba, czy nie, nie wolno DM odmówić tego, że znów stworzyli coś zupełnie nowego. Mają już w dorobku płyty (jak choćby Violator), które wchodzą człowiekowi od razu do głowy. Ja wciąż się cieszę, że trafiłam na ich muzykę, bo potrafią mnie zaskakiwać na wiele różnych sposobów. I wcale nie zawsze jest łatwo z ich słuchaniem, co widać po Exciterze, ale się po prostu chce to poznawać, czekać na oświecenie, wnikać w szczegóły i łapać dźwięki. Potem, to już czysta przyjemność. Drugi raz w moim marnym życiu zdarza mi się coś takiego z muzyką.
Cieszę się, że powstał Exciter. Przy okazji - chciałabym tak genialnie pisać, jak napisał te utwory mARTin w czasie, gdy skarżył się na brak weny twórczej.
Ok, ocena płyty. 1-fatalnie, 6-mistrzostwo.
Dream on - Spodobał mi się już przy pierwszym przesłuchaniu. Wpada w ucho. Moja ulubiona gitara, dla samej gitary warto ją słuchać. Dwugłos z mARTem. I rewelacyjne podgłośnienie utworu na tym nuceniu-mruczeniu "mmmm" Dave'a. Przewijam znowu na ten fragment. Po prostu świetne. -4,5
Shine - dziwny mix jakiegoś damskiego (chyba) głosu. Ale -ok. Głos Dave'a, sposób śpiewania "flaj-i-jaj". Rozpieszcza moje uszy. Sam sposób wykonania refrenu jest cudny, orzeźwiający, stawiający na baczność.Ciut zbyt długa końcówka, jakby nie do końca mieli pomysł na zakończenie. -5 (EDIT: obecnie baaardzo go lubię)
The Sweetest Condition - Znowu Dave - Sposób recytowania-śpiewania zwrotek, coś nowego. I udane! Refren - uwielbiam ten dysonans z mARTinem - on tak po swojemu przeciąga śpiewany tekst, dodaje swoją interpretację. Akcentuje. Cieszę się, że instrumentalnie mi tu nic nie wadzi. - 5
When the Body Speaks - Pierwszy raz wiem, jakbym zmieniła aranżację utworu. W zwrotce do gitary dodałabym dzwonki lub trójkąt. Tego mi zdecydowanie brakuje, aby podkreślić delikatność tej piosenki, bo taka jest (o czym mówi nawet tekst). I jeszcze podgłośniłabym wiolonczelę w refrenie, gubi się pod skrzypcami (altówkami?). Końcówka równie cudna. Zresztą cały utwór przepiękny, taki do czułości i tulenia - 5
The Dead of Night - W pierwszym przesłuchaniu zrobił na mnie największe wrażenie.Pozytywne. Teraz trochę mi przeszkadza. Za dużo "pierdzeń", ten efekt jakby trochę wymuszony. Szorstkości w zwrotkach wystarczy z samego wokalu Dave'a (zresztą znakomicie to wykonał). Jak zwykle mART się wrąbał do chórku. I chwała Mu za to:) Czyj to śmiech w okolicach 4 minuty - Dave'a? Fajny:) - 4,5
Lovetheme - Aż dziwne, bo nie lubię utworów bez wokalu, ale ten w pierwszym odsłuchu i później też mnie ujął. Początek niskimi dźwiękami - poprosimy o masaż śledziony:) to chyba ta częstotliwość. Potem to chyba efekt wah-wah na gitarze, jeśli się nie mylę. Dobry. Trochę ta brzęcząca mucha mnie drażni, ale już samo zakończenie - takie jazzowe - milo się komponuje. -4
Freelove - Miły, trochę nie do końca mi aranż pasuje, ale nie męczy. Nie ma rewelacji, ale posłuchać można - 4
Comatose - Taaak... ciężki orzech do zgryzienia. Chciałabym powiedzieć, że jak zwykle mARTin dał popis, ale tak naprawdę nie jestem zachwycona. Myślę, że utwór jest dobry, wokal jest dobry, ale aranżacja jest do bani. I nie wiem, jakby to można zmienić. Bardzo bym się cieszyła, gdyby mARTinowi chciało się jakoś ten utwór przerobić. Mógłby być w konwencji Pipeline jak dla mnie, bo wydaje mi się, że to by zagrało. Tymczasem z "Comatose" ta wersja jest moją ulubioną od kilku lat:
http://www.youtube.com/watch?v=VPStZIJaOzU z zajedwabistym pogo na koncertach
- 3
I Feel Loved - NIE-PO-RO-ZU-MIE-NIE. Coś jak ten utwór U2:
http://www.youtube.com/watch?v=6Crpw-nfCokPasuje do tej płyty jak wół do karety. Nie mogę tego słuchać -1
Breathe - Prosty jak baranie rogi. Trochę nużący. Już wiem co miał na myśli mARTin, gdy śpiewał w Sometimes "and I'm the first to admit, if you catch me in a mood like this, I can be tiring, even embarrassing". Pomimo to, niezły. Znów - jeśli mam użyć konotacji, to bardziej mi leżą:
http://www.youtube.com/watch?v=7Q_jwZ2c ... re=related -wersja typowo Vedderowska - jego zapominanie tekstu (który zresztą sam napisał) jest legendarne;)
http://www.youtube.com/watch?v=aePWkeDxRjEocena: 4
Easy Tiger - Nic specjalnego. - 2
I Am You - Brzmi trochę jak dziecięca wyliczanka. Skąd oni biorą pomysły? Bardzo dobre zresztą. Zdecydowanie jestem fanką Dave'a na tej płycie. Przekonuje mnie w 100% do tego, co śpiewa i jak śpiewa. Sam utwór pomimo nieskomplikowanej melodii wcale nudny nie jest (ale to dopiero odkryłam po czasie). Końcówka instrumentalna utworu też bardzo dobrze dobrana (no, może oprócz przedłużających się i zmieniających co chwila z kanału lewego na prawy i odwrotnie pisku). - 5
Goodnight Lovers - Piękny. Po raz kolejny Dave - mistrzostwo. Niewiarygodne, że On potrafi tak śpiewać. To jest kwintesencja, doskonałość Jego wokalu. I to Jego wyjście w górę około 2:54 - "You born to
SUFFER". Nucący chórek w tle nadaje dodatkowego ciepła tej piosence. I jeszcze mARtin w chórku na koniec - wywołuje zawsze uśmiech na mojej twarzy. -5,5
Wszystkie utwory, którym dałam ocenę 5 i 5,5 nie podobały mi się wcale a wcale początkowo. Dla mnie to one tworzą tę płytę.
Uważam, że nadeszła Era Excitera
Dobra, dosyć tego, wracam do rzeczywistości...